Olga Kisielewicz. Twórczyni wyjątkowych grafik, zdolna tatuatorka i wspaniała wokalistka. Obrończyni zwierząt, koordynatorka LRA. Wywiad w oparciu o teksty do albumu Ostatnia godzina Yell.
- 13blacktears13
- 24 lut
- 26 minut(y) czytania

ODSŁONY TWE…
Pamiętam pierwszy koncert, na którym Cię widziałam i usłyszałam. To było w Wojcieszowie; rozmawiałyśmy po nim przez dłuższą chwilę…
Jesteś mega sympatyczna twarzą w twarz, jak na ilość mroku we krwi (choć to chyba bardziej stylówa niż energia twojej duszy) to była jeszcze era Dødskamp.
Spędziłyśmy razem wiele godzin podczas dziarania mojego ciała przez twoją zdolną dłoń.
Cieszę się, że mogłam Cię poznać też w tańcu na prywatnym wieczorku babskim.
Poznać te wszystkie twoje odsłony to dla mnie zaszczyt.
No ale do dzieła-arcy! Wazeliny to ty masz dość na co dzień w salonie, na scenie i w soszjalach.
Wiele razy nazywałam Cię boginią mroku. Twoje tatuaże mogą odstraszać dzieci, zwłaszcza grzeczne dziewczynki wychowywane w krainie różu i stylówy na barbie. Należysz do kobiet, które nie pierdolą się w tańcu, mówisz co myślisz, nie boisz się myśliwych. Obdarłaś mentalnie ze skóry niejednego typa i typiarę. Zanim odniosę się do fragmentów tekstów z płyty Yell.
Powiedz proszę: Jak Ci się żyje w takiej zbroi? Postawa mrocznej wojowniczki chroni Cię przed bandą normalsów czy przeszkadza w codziennym życiu?
Olga: z góry dziękuję za miłe słowo.
To nie jest zbroja ani stylówa - to jestem ja. Na scenie śpiewam i opowiadam o ważnych rzeczach, sytuacjach dla mnie, są to ciężkie przeżycia, pojmowanie, widzenie rzeczywistości i świata. Niepewna przyszłość, zbliżająca się apokalipsa, krzywdy wyrządzone ziemi i zwierzętom. Staram się nie kreować niestworzonych historii. Nie będę się uśmiechać, przebierać i tańczyć na scenie. To jak ktoś mnie odbiera i moje teksty to jego sprawa.
Uważam, ze jestem dość miłą i komunikatywną osobą dla innych ludzi. Nawet, jak za kimś nie przepadam to jestem w stanie ugryźć się w język i normalnie porozmawiać. Często mam tak z klientami w pracy. Muszę być miła i profesjonalna. Moim obowiązkiem i zwykłą kulturą jest tłumaczenie, co robić z tatuażem - jak goić, jak dbać, a podczas sesji pytać, jak klient/ka się czuje, czy potrzebuje przerwy, a nawet zrobić coś ciepłego do picia. Czy jest to dla mnie problem lub jakieś zbroja? Nie. Nie lubię rozmawiać, nie mam obowiązku zagadywania klientów, ciągnięcia tematu, pytania co u nich słychać. Skupiam się na pracy, ale jakikolwiek kontakt jest bardzo ważny. Nie można być gburem. Nie lubię rozmawiać bez sensu. Jest mnóstwo osób, których nie jestem w stanie znieść i takie osoby zbywam, bo szkoda mi marnować na nie czasu lub staram się skrócić rozmowę do minimum. Są osoby, którym nie zbyt dobrze życzę, bo mi zaszły za skórę, ale one o tym wiedzą i omijają mnie szerokim łukiem. Jak sama napisałaś - nie pierdolę się w tańcu, ale czy to buduje „postawę mrocznej wojowniczki”?

W tekście „WE MGLE” czytamy
OBŁĘD SAMOTNOŚCI WRÓSŁ W ME ŻYŁY
Czy też
OBŁĘD SAMOTNOŚCI MOIM DRUGIM IMIENIEM
Pracujesz wśród ludzi
W zasadzie codziennie stykasz się w swojej pracy głównie w studiu tatuażu z ludźmi.
Czy mimo to czujesz się samotna jako człowiek?
Olga: prawda jest taka, że każdy z nas jest samotny, ale do tego trzeba dojrzeć i nauczyć się tej samotności. Ile razy czuliście się sami na pełnej sali ludzi na koncercie lub festiwalu, w autobusie, przy stole z rodziną? Ja lubię być sama, spędzać czas ze sobą, lubię rozmawiać ze sobą. Jest mi się lepiej skupić i zrobić więcej rzeczy. Nie widzę się nawet ze swoją rodziną, bo tego nie lubię i nie potrzebuję. Istnieje tylko dla mnie mama. Jestem dosłownie jedynaczką. Lubię pięciogodzinne trasy autem w samotności. Po znalezieniu drugiej połówki w jakiś sposób przestałam to odczuwać. Mimo tego będąc razem lubimy spędzać czas osobno i zajmować się swoimi sprawami, co też jest bardzo zdrowe.
W pracy jest praca. Nie lubię spędzać czasu z ludźmi z roboty, jeździć na wyjazdy integracyjne. W naszym przypadku również na ogólnie pojęte konwenty tatuaży, gdzie odczuwam za dużo bodźców. Przez tłum ludzi, klimatyzację, światła, dźwięk, rozmowy. Wspólne obiady, piwo w barze… nie. Mamy normalną, albo i nijaką relację - tyle mi wystarczy. Najlepszym dniem w pracy jest taki, kiedy nie ma innych współpracowników i mam spokój - brak młynu, rozmów, chodzenia w kółko i zmiksowanej muzyki.
Nie lubię wychodzić z domu… chyba, że na leśne wypady lub górskie zacisze bez ludzi. Pomijam koncerty, ale w ciasnym tłumie też się nie czuję dobrze. Mam swoje zaufane grono znajomych, przyjaciół, które liczy niewiele osób i to mi wystarczy. Z nimi się spotykam. Nie potrzebuje mieć dziesiątek, setek znajomych, czy tłumu obok siebie. Nie mam potrzeby bycia lubianą i znaną. Wolę być sama, gdzieś na uboczu.
"WE MGLE" kończysz słowami:
kierunek śmierć
I tu chciałabym się pochylić nad wątkiem śmierci.
Wiem, że Cię interesuje kiedy i jak to nastąpi.
To może zdradzisz co oznacza lub ile znaczy ten wers dla Ciebie?
Olga: utwór WE MGLE dotyczy tragedii, jaka dzieje się na granicy Polsko-Białoruskiej - tragedii migrantów na granicy. Cierpienie, samotność, pustka, strach, śmierć. Zwierzęta również tam giną, bo na concertinach, czyli drutach żyletkowych.
Większość z moich tekstów ma zazwyczaj podwójne znaczenie. Dlatego tak ważna jest dla mnie dykcja i zrozumienie ich przez odbiorcę. Jeżeli ktoś zatrzyma się nad moim tekstem i przeczyta go kilka razy w sieci lub na naszych, kapelowych nośnikach, zrozumie go bardziej lub mniej, to osiągnęłam sukces.
Często, jak nie w każdym utworze do niej nawiązuję - śmierć. Bez urazy, albo z urazą, ale jest mało osób niewierzących, czy ateistów. Nawet sama muszę wypisać się z kościoła katolickiego, czego jeszcze nie zrobiłam… zapewne większość osób narzekających na kościół już to zrobiła, prawda? Każdy w coś wierzy. Jedni wierzą w rodzinę, miłość, inni w pieniądze, powodzenie i rozwój, jakichś bogów, moce, magię, kamyczki, kwiatki, czy życie po śmierci i zamianę w wiewiórkę. Ja wierzę w śmierć. Znam jej zapach. Wierzę w to co widzę, a widzę naturę, czas i przemijanie. Ona nas otacza. Śmierć jest jedną z najciekawszych rzeczy. Również naukowo. Śmierć jest prawdziwa i każdy z nas umrze.
„NIE MACIE ZNACZENIA”
Fałszywi ludzie, gasnące gwiazdy
Dwulicowi przyjaciele, a nawet ich brak
Skończycie w piachu
Zeżrą was robaki
Nie macie znaczenia
Fałszywi ludzie, gasnące gwiazdy
Dwulicowi przyjaciele
Wasz byt nie ma sensu
Przestaliście być
Przestaliście być potrzebni
Osobiście wiele razy zawiodłam się na ludziach. I kiedy czytam te słowa w pełni je rozumiem.
Powiedz proszę czy po tym czego doświadczyłaś od drugiego człowieka, w tym krótkim życiu, bardziej wybierasz poświęcenie i relację czy stawiasz na święty spokój, rozwój i karierę (muzyczną czy zawodową, mam na myśli tworzenie i robienie swojego bez względu na stan umysłu i rany emocjonalne).
Olga: szczerze stawiam na „święty” spokój. Myślę, że tak było zawsze. Przejechałam się na kilku relacjach z innymi ludźmi i powiedziałam dość. Takie rozdziały trzeba zamykać i iść dalej.
Nie mam siły na kolejne znajomości w których druga, zaufana osoba wykorzystuje mnie. Moje możliwości, nawet te finansowe, czy moje kontakty i znajomości. Nie mam siły na kłamstwa, które są szyte grubymi nićmi. Nie mam siły na przeżywanie tego, rozmyślanie, przejmowanie się, ani czasu. Nie mam siły na dwulicowych pozerów i pozerki. Zwłaszcza takie, które pytają się o kapele warte znania na wybranych naszywkach, bo spodobało im się logo, a trzeba się obszyć nimi i wyglądać... Nie interesują mnie ploty, czy scenowe gwiazdeczki, których wokół nas jest pełno. Mam dość osób, które wykorzystują moje umiejętności tatuatorskie, a nawet bardziej graficzne. Takich już „sprawdziłam” i wiem kto jest warty jakiekolwiek pomocy, czy współpracy. Ludzie do tej pory nie cenią innych i chcą tylko brać.
Artystycznie nie potrzebuje znajomych obok siebie, jeżeli o to chodzi. Tak samo żadne rany emocjonalne nie mają na to wpływu, bo co stworzę smutną grafikę? Super! Mam potrzebę zrobienia grafiki, obrazu to siadam i robię. Nie potrzebuję godzin inspiracji, gdybania, co tu zrobić, bo mam niesamowity młyn pomysłów w głowie. Częściej mam problem, żeby się do tego zebrać, bo lubię leniuchować, zajmować się innymi rzeczami. Zawsze się śmieję, że jest to, jak za czasów szkolnych - chwytałam się wszystkiego innego, żeby tylko się nie uczyć, czy odrabiać lekcje. Tak mam, kiedy nie mam ochoty, czy czuję jakąś niechęć do tworzenia. Niestety zabiera nam dużo sztuczna inteligencja oraz moda na bezsensowne małe, brzydkie tatuaże, co może mnie lekko odrzucać od tworzenia. Jednak, kiedy chcę to tworzę i nic lub nikt mnie nie zatrzyma.
"PUSTA ŚWIADOMOŚĆ"
Tu skupię się na zdaniu:
Fabryki zasłoniły wam horyzont
A cierpienie mniejszych nie jest ważne
Wiem, że jesteś zaangażowana w walkę z myśliwymi, pomagasz w ośrodku rehabilitacyjnym dzikich zwierząt. Jesteś wegetarianką. Twoja postawa budzi szacunek w wielu z nas. Jesteś autentyczna w swych tekstach, nie ma tu ściemy na potrzeby sceny, nawet powiedziałabym, że w metalu modne jest bardziej śpiewanie o nagrobkach, szatanie i obdzieraniu ludzi i zwierząt ze skóry, teksty o walkach wojów, czy też pogańskie nastroje, szamanizm i podające obok tych wyżej wymienionych jabłoni czarne mroczne jabłuszka.
Czy dla Ciebie ważniejsi są bracia mniejsi od homosapiens? Jesteś gotowa poświęcić swoje życie w imię ratowania zwierząt?
Olga: w Yell. oraz Dødskamp poruszam te same tematy. Obydwie kapele są, a dokładnie Yell. który istnieje, wyjątkowo dla mnie ważne. Jak będę miała inną kapelę to może poruszę temat nagrobków, walki na miecze lub ludzkiej rzeźni? Jebać modę.
Tak, pomagałam w stowarzyszeniu, które jest ośrodkiem rehabilitacyjnym dla dzikich zwierząt. Zawsze byłam z tymi „dzikimi”. Przez inne miejsce zamieszkania nie jestem w stanie pomagać fizycznie w ośrodku. Finansowo również można pomóc. Przez dość niebezpieczną sytuację z myśliwymi odcięłam się od ekipy. Ludzie wiedzą, co robię, a widząc publiczny post/zdjęcie, kto komu pomaga, mogą zrobić na złość lub krzywdę zwierzakom, a ja na to nie pozwolę. Tu chodzi o naloty, kontrole, inspekcje, też te od zwierząt, sanepid, czy trucie lub zabijanie podopiecznych. Ludzie to podłe istoty zdolne do wielu, wrednych czynów.
Jestem wegetarianką, ale w domu żyjemy w pełni wegańsko. Niestety na mieście jest różnie i trafia się nabiał. Mam świadomość swoich wyborów, ale też staram się nie zaglądać komuś w talerz i zwracać uwagi. Może trochę myśliwym, haha.
Czy już nie poświęciłam życia dla dzikich zwierząt? Może nie dosłownie… ale to, że nie dostałam jeszcze kulki dalej mnie dziwi. Jak ktoś nie wie o co chodzi - jestem koordynatorką Lubelskiego Ruchu Antyłowieckiego od 2017 roku. Wcześniej zajmowałam się tylko zwalczaniem kłusownictwa, czyli nielegalnym chwytaniem, zabijaniem, znęcaniem się, czy sprzedażą dzikich i chronionych zwierząt.
Zawsze byłam pesymistką. Pesymizm czyni nas realistami, a nasz gatunek to niszczyciele, plaga, okropny wirus Ziemi, który powinien natychmiast wyginąć. Nie zasługujemy na to co nas otacza, a „reset planety” niczego nie zmieni - gatunek ludzki niczego się nie nauczy, nie wyciągnie wniosków i zawsze będziemy zataczać to koło.
„BEZSENS”
Nie mam siły
Codzienność nicością
Dzień za dniem
Patrzę w pustkę
Bezsens, bezsens życia, bezsens
Bezsens
Powiem tak: no totalny brak nadziei w tych słowach. Miałam w życiu trudne etapy, gdzie faktycznie czułam pustkę, patrzyłam w otchłań i czułam, że moje życie to jeden wielki bezsens.
Czy miałaś kiedyś myśli samobójcze, próby wylogowania? Czy też miałaś wsparcie i punkty zaczepienia i mimo poczucia, że wszechświat czasem zostawia nas na pastwę losu mogłaś chwycić się brzytwy i nie utonęłaś.
Olga: wspominałam wcześniej, że lubię spędzać ze sobą czas. Nie wnikam, czy to jest dziwne, czy normalne. Lubię się izolować od innych, zawsze tak było.
Miałam ciężki okres przez około dwa lata w którym dość mocno mnie podłamało. Był to okres, kiedy myślałam, że już może być dobrze, a jak runęło to z potrójną siłą. W tym czasie dużo rozmawiałyśmy, co też mi pomogło. Dziękuję. Rozmawiałam też dużo ze sobą, musiałam pewne rzeczy przepracować, ponownie je sobie uświadomić, wytłumaczyć. Nie było łatwo, ale wyszłam z tego tylko silniejsza. Ja jestem dla siebie samej największym wsparciem i uświadomiłam sobie, że nie jestem osobą, która ma zwyczajnie pecha w życiu. To ci ludzie, którzy mnie otaczali, byli i są chodzącym pechem przez których inni cierpią. Takie wsparcie w samej sobie to ogromna siła, której nie da się już zniszczyć. Przeszłam przez wiele załamań, bardzo niska samoocena, samobójstwa znajomych, kłamstwa, zdrady, patologiczny, przemocowy związek, zero reakcji, pomocy od znajomych, zarzucanie mi kłamstw i groźby, wszystko to, co związane z Ruchem Antyłowieckim, zniszczenie rodziny przez ojca, załamanie mamy, czy częste wypalenia i bezsilność. Wszystko co osiągnęłam musiałam osiągnąć sama i posiadam dzięki sobie. Brzmi to egoistycznie? Już za czasów szkolnych zaczęłam zarabiać pieniądze sprzedając rysunki, a w czasie szkoły plastycznej po zajęciach pracowałam w salonie tatuażu. Nie miałam czasu na zabawę, bo chciałam coś osiągnąć, być dobra w tym, co sprawia mi przyjemność. Dalej to brzmi egoistycznie? Mogę sobie tylko podziękować.
Wydaje mi się, że takie złe myśli ma wiele z nas i to często, bo są momenty, w których się załamujemy, nie radzimy sobie, mamy zwyczajnie dość. Często mówimy sobie, że „chcemy się zajebać, ile można, co za dzień, chce ze sobą skończyć, załamka”. Czasami to zmęczenie materiału nawet po ciężkim dniu pracy, czy rozmowy z drugą osobą lub inną pijawką.
Myślę też, że w czasie dojrzewania każdy z nas przeżywał wszystko inaczej. Emocje, hormony brały górę. Zawsze byłam tą czarną owcą - ta inna, inaczej ubierająca się, inna muzyka, inny świat i nie było za bardzo takich, jak ja. Dzieci i młodzież są wyjątkowo wredne i czasami bezmyślnie ranią inne osoby. Nie miałam problemów mimo tego z dzieciakami ze szkoły. Byłam w stanie sobie poradzić i mieć wyjebane.
Za czasów podstawówki i później zdarzało mi się okaleczać. Błagam… każdy z czytających zna takie historie, sam to robił, ktoś ze znajomych, albo ich dzieci. Może przez to nie mam zbytnio miejsca na ciele przez ilość tatuaży? Nie ma opcji, żebym któryś przecięła i zniszczyła, bo są to prace od moich znajomych i jednych z lepszych artystów dla mnie. Uwielbiam uczucie tatuowania, a trzy sesje, dzień po dniu to pestka. Z przyjemnością bym to powtórzyła, ale wracając…
Jestem dobrą pływaczką i bardzo mało osób o tym wie. Za dziecka bardzo dużo pływałam - regularne zajęcia, zawody. Szczerze nie lubiłam tego i z czasem przestało mnie to męczyć. Raz miałam sytuację, gdzie musiał wyciągać mnie ratownik z basenu. Chyba chciałam spróbować ile wytrzymam pod wodą, a może i nie. Położyłam się na dnie dla testu i czekałam. Ważne było to, że mama tego nie widziała, bo nigdy nie chciałam żeby się martwiła. Z czasem znajdowałam różne wytłumaczenia żeby nie chodzić na zajęcia i nie chciałam żeby widziała, co mam na rękach i nogach. Nie chodziło o tatuaże. Byłam wtedy dzieckiem. Dlatego też nie wyobrażałam sobie zadać takiego ciosu bliskim i odebrać sobie życie. Samobójstwo to ostateczność. To ucieczka, choroba, gdzie różnie mogą działać leki lub terapia, ale jest to jednocześnie tchórzostwo… i wolność. Nie mam innego określenia na ten czyn. Jestem w stanie zrozumieć samobójstwo, ale samolubności już nie. Można mnie źle zrozumieć z czego zdaję sobie sprawę, bo co ja wiem, co ja przeżyłam. Wiem, że walką jest życie, każdy kolejny dzień i trzeba temu wszystkiemu sprostać. Odwagą jest życie. Tak samo leczenie się, a nie ćpanie halucynów i szukanie sensu.
Tak myślałam o tym.
„TO NIE JEST WASZA ZIEMIA”
Okrutna potrzeba poczucia się wyższym
Zaślepienie bogactwem, poniżenie innych
Nienawidzę was wszystkich!
Mój ulubiony temat. GURU! Poznałam na swojej drodze wielu ludzi, którzy dali mi odczuć że jestem niżej, że jestem chuja wartą istotką i nie będą tracić na mnie swego cennego czasu. Potem te istotki wracały i pragnęły się przejrzeć w moich oczach i ujrzeć, czy nadal je podziwiam, szanuję, wielbię. Chęć dominacji, władzy, zarabiania cudzym kosztem, poniżanie - to raczej nie są potrzeby serca.
Jak to jest u Ciebie? Jakie lekcje musiałaś przerobić, by poczuć, że nienawidzisz wszystkich?
Olga: ten tekst nawiązuje do mojej nienawiści, jaką mam do niszczycieli przyrody i dzikiego życia. Wszystkich instytucji, biznesmenów, polityków i ludzi, których nie interesuje los natury.
Myślę, że nie muszę dużo pisać, czego już doświadczyłam dzięki „spotkaniom” z myśliwymi na polowaniach zbiorowych, bo przebieg takich polowań to czysta patologia i prymitywizm. Dużo krwi, martwych zwierząt, poniżanie mnie, groźby słowne i fizyczne, celowanie z broni, strzelanie przy mnie, utrata słuchu w jednym uchu, która na szczęście nie sprawia mi dużego dyskomfortu. Sprawy w sądzie, masa zawiadomień, telefonów, wysłanie na mój adres zamieszkania czasopism łowieckich, czyli anonimowe pogróżki, aż do zniszczenia mojego auta. Przebito wielokrotnie wszystkie, cztery opony nożem, wybito mi szybę, zniszczono lusterko oraz wyrwano wszystkie wycieraczki. I wiecie co? Jeżdżę dalej na polowania zbiorowe. Mnie się nie wkurwia to raz, a dwa jestem mściwą osobą jeżeli chodzi o myśliwych. Nie odpuszczę.
Bardzo dużo pokazały mi związki z drugą osobą - z tymi byłymi, niewłaściwymi, ale takie jest życie i cały czas się uczymy oraz doświadczamy czegoś. Rozwinę, co wspomniałam powyżej.
Przemocowy związek, wpadanie w szał o nic, poniżanie mnie, a nawet za komplement dla innej kapeli, opluwanie mnie, co było zabawą dla mojego byłego. Podnosił na mnie rękę. Nie będę opisywać ze szczegółami, jak pobił mnie pod jego własnym domem. Taki miał charakter i jego przyjaciele nic z tym nie robili, kiedy zwracałam uwagę. Po dość długim rozstaniu, bo zwyczajnie się go bałam, jego kapela zakończyła swoją działalność. Bałam się wracać do domu i wolałam siedzieć sama przy barze, jak najdłużej. Nie chciałam, żeby moja mama widziała, że coś się stało. Nie wie do dziś i nie chcę jej ranić.
W sieci wypłynął wpis na LBN PUNX, gdzie z kolejną ofiarą tego gościa opisałyśmy wszystko. Była nawet trzecia dziewczyna! A jego rodzina wiedziała o jego „problemach”. Tak samo ci przyjaciele. Gdyby nie one - nikomu bym o tym nie powiedziała. Tak tragiczne sytuacje się ukrywa. Z czasem dostawałam groźby od jego znajomych, telefony, zarzucanie mi kłamstw, „bo z siniakami po ulicy nie chodziłaś” i z drugim kolegą, który siedzi w prawie i jest z jego zespołu, że zrobią mi problemy.
Jak ich kolega, który gra w fajnej, scenowej kapeli może, coś takiego robić? Jeżeli to robi… „to przegadamy to i będzie dobrze”, czyli cicho. Pod koniec nagrywania materiału Dødskamp pojawił się na salach prób. Wszyscy zapomnieli, co się stało i może grać dalej, gdzie ta załoga scenowa się podziała? Czy tylko pomagał znosić sprzęt? Dwulicowość na scenie - scenie, która jest jedną ściemą. Wspaniałe zasady, ta czystość, a bycie tym samym z czym walczą. Odsunęłam się od ludzi. Wtedy też widziałam go ostatni raz, a uczucie osłabnięcia i nóg z waty dobrze pamiętam. Wyleczyłam się z tego, wyrzygałam setki razy, wypłakałam i wysrałam. Nigdy więcej. A o takich sytuacjach trzeba mówić. Odezwało się do mnie kilka osób z podobnymi problemami z ludźmi ze „sceny”. Jestem w szoku ile jest na niej patologii i wszystko jest wyciszane. Zwłaszcza przez osoby, które grają w kapelach lub robią coś więcej. Kreują się one na nieskazitelnych wybawców, milicję scenową, a ich zdania i opinii słucha większość. Liczy się kolesiostwo.
Z czasem poznałam, co to samotność w związku. Nikomu tego nie polecam. Na początku zawsze jest dobrze, a z kolejnymi miesiącami było tylko gorzej. Brak zainteresowania mną, jakichkolwiek uczuć. Byłam często wyśmiewana, a zwłaszcza bawiły go zdrady mojego ojca i moje zdenerwowanie związane z tą sytuacją. Dla kolejnej osoby byłam tylko sprzątaczką, osobą od gotowania obiadków i od dobrego wychodzenia na wspólnych zdjęciach. Tacy ludzie zostają sami, bo nie zasługują na drugą osobę.
Dwulicowość, pozerstwo, gwiazdorzenie, wykorzystywanie finansowe, bo zapożyczenie do 10 tyś. złotych przez kolejnego „rodzynka” z którym byłam. Trzeba było się pokazać ze swoją kapelą i kreować się na osobę, która ma wszystko. Ten osobnik istnieje tylko na scenie i w internecie. W tym przypadku prawdą było… posiadanie niczego - zasad i honoru. Zwłaszcza przez zdradzanie byłej żony na trasach koncertowych i dosłowne wpierdalanie kiełbasy za jej plecami. Żałuję, że nie posłuchałam kilku rad, historii sprzed lat o nim, opinii. Tylko straciłam dużo czasu i zdrowia na tą znajomość. Nigdy żaden facet nie nawinął mi takiego makaronu na uszy i nie oplótł wokół swojego palca. Szczerze współczuję jego znajomym, bo go nie znają. Tego prawdziwego. Nawet wynajęliśmy mieszkanie, a raczej apartament, bo taką miał zachciankę. Po czym stwierdził, że jednak wraca do siebie po tygodniu od wynajęcia mieszkania, bo on ma trudno w życiu teraz, a moje problemy są nieważne. Wtedy posypała mi się rodzina, ale to napiszę później. Wykorzystano moje umiejętności projektowania/rysunku/grafiki, bo kapela miała za free. Pośmiać się ze mnie za moimi plecami również można było z innym/ą członkiem zespołu. Ja byłam tylko przy okazji. Teraz wykorzystują inne osoby, a ja tylko patrzę, kiedy ich znajomi otworzą oczy. Merch z moją grafiką został usunięty z sieci przez niego po naszym rozstaniu na ich socialach. Zaczęłam być olewana, zero kontaktu, jakby zapomniał o mnie, a to wszystko przez to, że wiedziałam o jego kolejnej, nowej zdradzie. Rozstanie było przez telefon, żałosny typ bez jaj.
Pewna „koleżanka”, która uważała mnie za przyjaciółkę, a jednak czepiła się mnie nie jak rzep. Lepiej brzmi pijawka. Przecież Olga przenocuje, podwiezie, załatwi, pomoże. W pewnym momencie zaczęłam obserwować to co się dzieje i słuchać, co mówią inni ludzie, a następnie to sprawdzać. Prawda, ploty lub nie, ale przemyśleć warto, bo nie były one od osób, których nie znałam. Zauważyłam, że ta osoba nie spuszczała mnie na krok i sprawiała wrażenie, że należałam do niej. Wyszły kolejne kłamstwa, dwulicowość, pozerstwo z tymi naszywkami z ładnym logiem - to o niej, bo przecież trzeba się stylizować na załogantkę. Zespołów nie trzeba znać. Wystarczyło wiedzieć w co się ubrać na dany koncert, czy festiwal. Robienie z siebie dosłownie dziwki, omamianie, kuszenie innych, zajętych, żonatych, dzieciatych facetów. Później pretensje i płacz, bo mężczyźni są okropni i myślą o jednym. Chociaż mówiła, że tak nie robi i tak nie można, dobre. Dowiedziałam się o wyłudzaniu pieniędzy, częstych zgubieniach portfela i szukaniu pomocy, jakichś chorobach, o których nigdy nie słyszałam i prosiła o pieniądze, a podobno miała mnie za przyjaciółkę. Z takimi chyba się rozmawia na takie tematy? Po zakończeniu znajomości wpadła w panikę, bo kim teraz będzie beze mnie? To było okropnie chore.
Z czasem nauczyłam się świetnie i szybko widzieć takie rzeczy w innych ludziach. Widziałam to już od lat w moim ojcu. O tym jeszcze nigdzie nie pisałam. Wszystko się całkowicie posypało i trwało, kiedy byłam i przeprowadziłam się z „rodzynkiem”. Nasi rodzice to inne pokolenie. Wtedy żyło się inaczej i między innymi było się razem od czasów szkolnych. Tak było z moimi rodzicami. Ojciec prowadził podwójne życie, w którym zaczął się gubić i uważać, żeby nie wyszło cokolwiek na jaw. Mam wrażenie, że widziałam to przed moją mamą. Może ona też to widziała, ale nie chciała niszczyć małżeństwa, które trwało jej całe życie. Może myślała, że to minie, że jej się wydaje, a może nie wiedziała, co zrobić. Ojciec miał kochankę. Ta szmata była koleżanką rodziców z czasów szkolnych i zawsze była, gdzieś obok. Kleiła się do innych facetów, a z tego, co mi powiedziała po wszystkim mama i do mojego ojca. Kontakt się urwał po tym, jak moja mama zaszła w ciążę przez in vitro, a tamta nie. Zazdrość? Pojawiłam się ja na tym padole. Z czasem kochanka… za miło i ciepło to brzmi… ta szmata przypomniała sobie o ojcu. Łącząc kropki - 15 lat temu pojechałam na wieś z ojcem po psa. Ona była z nami, a moja mama nic o tym nie wiedziała. Tak samo o tym, jak pojechała na wyjazd z pracy to ojciec nie wrócił do domu na noc. Zdarzyło się to kilka razy, ale nic nie mówiłam. Przeglądanie bielizny, nietypowych prezentów… dla mamy? Czasem oglądali wspólnie, ale mama nigdy nic nie dostała. Częste smsy, ciche telefony, a zwłaszcza takie długie, gdzie wychodził na godzinę z psem. Pojawiło się znikanie z domu, wspólne wyjazdy nad jezioro z tą szmatą, gdzie ojciec nigdy nie kupił czegoś do pływania z mamą, ale ze swoją przyjaciółką, już tak. Ojciec był na każde zawołanie, a moja mama była w mieszkaniu i na to patrzyła. Złe traktowanie mamy, bycie opryskliwym chamem bez wdzięczności, a ona chciała rozmawiać, płacz, rozmowy… Zdarzało się, że ta osoba przyjeżdżała do nas do domu i udawała przyjaciółkę.
Z czasem miałam tego dość i zaczęłam zwracać uwagę. Moja mama też tego miała dość, jak i rodzina ze strony ojca, u której pracował. Szmata była na tyle bezczelna, że podjeżdżała pod ich dom, a ojciec wychodził do niej na przerwę. Działo się dużo, a takich smaczków mam więcej, ale staram się to skrócić. Wielokrotne próby rozmów mojej mamy z nim, płacz, proszenie o ogarnięcie się, bo niszczy małżeństwo. Wszystko słyszałam. Ojciec postanowił wyprowadzić się do szmaty w sylwestra lata temu. Patrzyłam jak zabiera rzeczy, a mama próbowała rozmawiać. Nawet nie chce sobie wyobrażać, co musiała czuć. Separacja. Jednak po pewnym czasie ojciec prosił o powrót, bo okazało się, że przyjaciółka, jednak nie jest taka miła na co dzień. Ja pierdole. Mama popełniła błąd i go przyjęła z powrotem. Wyprowadził się jeszcze raz, ale bez rzeczy i wrócił. Wzięli rozwód. Było to ciężkie dla mamy, bo musiała przypomnieć sobie, jak to wszystko przebiegało. Debil po przyznaniu się do winy, gdzie sędzina zamykała sprawę stwierdził, że jednak poprosi o adwokata z urzędu. Został delikatnie wyśmiany, bo się przyznał i koniec, ale zaczął tłumaczyć, że moja mama też ma romans. Czy będąc w separacji od lat nie miała prawa do szczęścia? Wredna, bezczelna gnida.
Dowiedziałam się też o składkach zdrowotnych, kredytach, jakie mama brała na nich i spłacała tylko ona. Dziadek był identyczny - zdrady babci, zdarzała się przemoc, wredny, uparty typ. Ojciec za młodzieńczych czasów obraził się na swojego ojca, bo jak tak można. Wdał się w niego. Kiedy sprzedał mieszkanie z siostrą, po śmierci dziadka, w żaden sposób nie pomógł mamie finansowo. Kupił sobie auto i woził kochankę. Aktualnie siedzi na moim mieszkaniu, bo ma prawo do pokoju. Niestety wtedy przepisywało się mieszkanie na obydwoje małżonków, bo nikt nie myślał o takim cyrku… Nie ma honoru i zasad, żeby nawet wynająć kawalerkę. Jest bardzo wygodnym i cwanym człowiekiem. Jest zwyczajną pijawką. Przykre jest to, że moja mama też mieszka w tym mieszkaniu. Mają osobne pokoje, półki w lodówce, zero rozmów. Na szczęście zaraz startuje jej emerytura i nie będzie jeździła tylko na weekendy do swojego partnera. Jednak mieszkania będzie trzeba pilnować. Kiedy ojciec był sam w domu i nie spodziewał się, że przyjadę, bo skąd ma wiedzieć - miał gościa. Okazało się, że to sąsiadka z którą kręci. Szybko jej nakreśliłam, kto jest właścicielem tego mieszkania i do której godziny może w nim przebywać. Bawi mnie jego udawanie żeby się przypodobać i robienie rzeczy, które nigdy go nie interesowały.
Szczerze wiem, co to nienawiść. Ta osoba, która ma takie samo nazwisko, jak ja - nie żyje dla mnie od wielu lat. Życzę mu jak najgorzej. Tak - niech zdechnie.
Moja mama była i jest za dobra. Ja też taka byłam w związkach, bo zaciskałam zęby i liczyłam, że będzie dobrze za jakiś czas. Na szczęście obydwie znalazłyśmy miłość, szczęście, szacunek i niech tak zostanie.
"TO NIE JEST WASZA ZIEMIA"
Obrońcy życia
Skąpani w złocie
Zakłamani, niewierni
Jebać waszego boga!
W imię czego?
Wasz kościół spłonie!
Nie będziecie decydować!
Nie będziecie rządzić!
To nie jest wasza ziemia!
Idzie fala hejtu na kler – to lubię! Wychowana w krainie krzyży i matki boskiej, jako dziecko odmawiałam długie litanie, wiele różańców. Zrozumiałam bardzo szybko, co kryje czarna suknia i jak wielu księży i wyznawców Kościoła czuje się upoważnionych w cudzysłowie do czynienia zła. Zrozumiałam jak wiele zgonów kobiet kosztuje „ochrona życia poczętego”;
zabijane są ludzkie matki w imię Boga, wiary, teorii religijnych nie z tej epoki.
Wierzysz w koniec kościoła w Polsce?
Olga: nie. Jest to zbyt zakorzenione w naszej kulturze, tradycji, polityce, rządzie. Jest minimalna szansa w młodym pokoleniu. Pranie mózgu w aktualnych czasach jest wystarczająco porąbane. Żyjemy w ciemnogrodzie, a wystarczy zauważyć kto rządzi, ma wpływy i może wszystko.
Wycięte lasy, wyzysk natury
Ci na górze w kryształowych ścianach
W całkowitym dostatku
Odbierają nam wszystko
To nie jest wasza ziemia!
Stan lasów, gospodarka leśna, ograniczany wycinkami dostęp do publicznych terenów były gorącymi tematami ostatnich lat. W 2019 wycięto ich ponad dwa razy tyle, co w 1995 r.
Co sądzisz na temat polityki wycinania lasów?
Olga: w skrócie - dewastacja. Lasy nie istnieją, bo istnieją lasy gospodarcze, czyli uprawa drzew. Szybko rośnie, tniemy, sadzimy nowe i tak w kółko. Przyroda ginie. Gruba kasa, przekręty, polityka, myśliwi, kościół. Wyciąć, wykarczować, wybetonować, wystrzelać. Ruszam z konkretem.
W Polsce obecnie wycina się niemal dwa razy więcej drzew niż na początku wieku. Tylko 3% lasów znajduje się pod ochroną w formie parków narodowych bądź rezerwatów przyrody. Stan jej ochrony w polskich lasach się pogarsza i zmniejsza się ich potencjał w kwestiach ochrony klimatu - alarmują o tym organizacje pozarządowe od lat. Lasy są wycinane masowo, często wycinki dotyczą nawet wiekowych dębów, buków czy grabów, które mogą być pomnikiem przyrody. Problemem jest niewłaściwie prowadzona gospodarka leśna, obejmująca 1/4 powierzchni całego kraju. Jest ona prowadzona niezgodnie z prawem Unii Europejskiej i wymogami ochrony przyrody. Wiele zarzutów dotyczy Lasów Państwowych, bo prowadzą gospodarkę leśną na podstawie planów urządzenia lasu, które nie podlegają kontroli sądowej, czyli jako społeczeństwo nie mamy dostępu do wymiaru sprawiedliwości… Nawet jeżeli wycinki są nielegalne albo też prowadzone są sprzecznie z wymogami ochrony przyrody.
Gospodarka leśna prowadzona przez Lasy Państwowe nie uwzględnia wymogów ścisłej ochrony gatunkowej roślin i zwierząt. W okresie lęgowym ptaków w całej Polsce prowadzone są wycinki, zwierzęta są płoszone, niszczone są siedliska tych zwierząt. Jako ornitolog amator widzę zmiany u wielu gatunków ptaków. Alarmujące jest to, że stan ochrony siedlisk leśnych Natura 2000 w Polsce się pogarsza - właśnie przez gospodarkę leśną - chodzi o bioróżnorodność.
Prowadzona jest chemizacja pestycydami lasów, więc wszystkie organizmy, które zostały zainfekowane pestycydami, giną, a następnie stanowią pożywienie dla kolejnych. Nie wiemy de facto, jakie są tego konsekwencje, ponieważ nie przeprowadza się rzetelnych badań na ten temat.
Wielkim problemem jest to, że to bardzo dochodowe użytkowanie polskiej przyrody przez Lasy Państwowe w ogóle nie przekłada się na finansowanie polskiej przyrody. W 2021 roku zaledwie 0,5 proc. przychodów zostało przekazane na ochronę przyrody. Szczególnej troski i uwagi wymaga to, żeby uniemożliwić tego typu działania i sprawiedliwie redystrybuować środki, które pochodzą z wycinki polskich lasów.
„Strona społeczna ma konkretne i jasne postulaty, niestety dzisiaj obecna władza jest głucha na te postulaty, nie reaguje, nie chce wejść w dialog. I to jest bardzo przykre, bo to są zmiany konieczne nie tylko z punktu widzenia dobrostanu naszych dzieci, czyli dzieci ekologów, aktywistów, ale także dzieci i wnuków polityków, więc to jest w naszym wspólnym interesie, żebyśmy wspólnie usiedli i rozmawiali na temat nowelizacji ustawy o lasach - mówi ekspertka Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.”
„Walka ze zmianami klimatu oraz wysokie opłaty za uprawnienia emisyjne zachęcają do podjęcia dodatkowych działań na rzecz zmniejszenia emisji oraz wychwytywania dwutlenku węgla. Jednym z takich działań miał być projekt „Leśne Gospodarstwa Węglowe” realizowany przez Lasy Państwowe, a którego celem jest zwiększenie pochłaniania przez lasy CO2 z atmosfery. W ocenie NIK projekt „Leśne Gospodarstwa Węglowe”, na który już wydano 65,5 mln zł, miał jedynie poprawić wizerunek Lasów Państwowych i odwrócić uwagę opinii publicznej od intensywnej wycinki drzew, a nie przyczynić się do rzeczywistego wzrostu redukcji CO2. Jeszcze przed zakończeniem tego projektu Lasy Państwowe rozpoczęły realizację kolejnego, równie mało perspektywicznego projektu pn. „Lasy Węglowe”, którego koszt ma wynieść blisko 400 mln zł.”
Mało? Wystarczy wpisać zarobki, nagrody lub raporty LP. W roku wyborczym wydatki Centrum Informacyjnego Lasów Państwowych wzrosły o 1000 proc., z czego dużą część otrzymał Kościół.
“W cytowanym przez gazetę wystąpieniu NIK wymienia również kilkadziesiąt wydarzeń sfinansowanych przez Lasy Państwowe, które nie miały związku z promocją ekologii czy z gospodarką leśną. Wskazano, że były to m.in. "promocja Lasów w trakcie pielgrzymek leśników na Jasną Górę. Koszt: 220 tys. zł; obecność Lasów podczas wydarzenia Hubertus Węgrowski 2020 im. Prof. Jana Szyszko na błoniach Pałacu i Folwarku w Łochowie. Koszt: 52,6 tys. zł; organizacja pielgrzymki leśników do Watykanu i udział w audiencji u Papieża Franciszka oraz uzyskanie błogosławieństwa dla 100 sadzonek Dębów Powstań Śląskich upamiętniających stulecie powrotu Śląska do Niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej. Koszt: 83,8 tys. zł; stoisko w kawiarni Niepodległa w Łazienkach Królewskich. Koszt: 584 tys. zł".
„Dokument to efekt kontroli przeprowadzonej w Dyrekcji Generalnej LP. Nosi nazwę "Gospodarka majątkowa i finansowa Lasów Państwowych" i bada wydatki z lat 2020-2024, w tym działalność Centrum Informacyjnego LP, które wydało 32 mln zł z naruszeniem przepisów. "Najwyższa Izba Kontroli negatywnie ocenia gospodarowanie środkami finansowymi przez kontrolowaną jednostkę we wszystkich aspektach badanej działalności". W tym kontekście NIK wymienia m.in.: promocję Lasów w trakcie pielgrzymek na Jasną Górę, pielgrzymkę leśników do Watykanu i audiencję u papieża Franciszka czy serię pikników "Drewno jest z lasu", w których brał udział m.in. polityk Suwerennej Polski Michał Woś.”
„Pieniądze trafiały także do prawicowych mediów takich jak wydawca "Do rzeczy" (2,4 mln) czy "Sieci" (1,1 mln zł), a wybrani pracownicy LP zarabiali dodatkowo np. na wkładaniu PIT-ów do kopert czy pisanie postów w mediach społecznościowych.
Uwagę zwraca asystentka polityczna ówczesnego wiceministra klimatu Edwarda Siarki, która "miała opracowywać artykuły do publikacji w mediach za kwotę 162 tys. zł" — informuje "Wyborcza". Lasy kupiły także prawie 300 toreb medycznych o wartości ponad 255 tys. zł, które miały trafić do Ukrainy jako pomoc medyczna. Ostatecznie pobierali je pracownicy Dyrekcji Generalnej czy strażacy na piknikach, a ukraińscy leśnicy dostali ich 42. Po reszcie ślad zaginął.”
Myślę, że więcej nie muszę pisać i cytować na ten temat.
"KULT ŚMIERCI"
Okropny dźwięk, wystrzał
Nadchodzi ludzka horda
Zastrzyk adrenaliny
Wywołany żądzą odebrania życia
Tradycyjny kult śmierci dla zabawy
Temat polowań w naszym kraju to chyba Twój chleb powszedni.
Jak możemy pomagać my normalsi, bojący się ganiać po lesie w trakcie polowań, jakie grupy warto wspierać (finansowo chociażby). Co możemy zrobić, jak uświadamiać „młodzieży” (CZYTAJ: nieświadomym problemu osobom) skalę problemu.
Olga: obserwować, reagować, udostępniać w sieci, bo nie każdy z naszych znajomych wie, jak to wygląda, wspierać słowem wszystkie Ruchy Antyłowieckie. Niech Żyją, Pracownia Na Rzecz Wszystkich Istot, Ośrodek Działań Ekologiczych “Źródła”, Stowarzyszenie Nasz Bóbr, Nie Trzaskać Dzików, Jestem na pTAK, Stowarzyszenie z Szarym za płotem. Wspierać ekipy walczące z dewastacją lasów, bo myśliwych również spotykają, a LP i PZŁ to jedna banda - Inicjatywa Dzikie Karpaty, Wilczyce, Obóz dla Puszczy, kiedyś aktywne Nasze Lasy i masę innych, które pominęłam lub sama nie znam. Ośrodki, stowarzyszenia, grupy prywatnych ludzi, którzy pomagają dzikim zwierzętom. Pamiętajcie, że każda oddolna inicjatywa jest ważna.
Jeżeli chodzi o najmłodszych, Wasze dzieci zwróćcie uwagę kto przychodzi do przedszkola, szkoły, jako gość i opowiada o przyrodzie. Najczęściej są to myśliwi, którzy pokazują wypchane zwierzęta, dają je dotknąć, pogłaskać, przynoszą swoje pierdzi trąbki, zrzuty jeleni, czy łopaty łosi. Możecie nie wyrazić zgody na takie zajęcia pisemnie! Nasze ekipy starają się edukować w szkołach, jednak myśliwi i leśnicy mają lepsze znajomości i pchają się, gdzie tylko mogą ocieplając swój wizerunek.
Jeżeli nie chcecie mieć styczności z myśliwymi, a być w terenie i nam pomóc - zróbcie zdjęcie i spiszcie GPS znalezionej ambony, zwyżki, nęciska, lizawki, miejscówy myśliwych i wysyłać lokalnym RA, a przede wszystkim do załogi Mapa ambon myśliwskich w Polsce. Trzeba zgłaszać znalezione naciska, które przekraczają 10kg oraz resztki zwierząt.
Chcecie działać z RA? Szczerze polecam… jeżeli chcecie zmienić coś w systemie i ratować przyrodę to trzeba działać. Im jest nas więcej w terenie tym pokazujemy siłę. Każda nasza grupa upada, jednak Lubelski Ruch Antyłowiecki jest najwytrwalszy z czego jestem dumna. Mimo, że często jeżdżę z jedną lub dwiema osobami… ale ja nie odpuszczam. Wygląda to źle i jest źle.
Wystarczy znać prawo i być na bieżąco. Naprawdę, a nie ponosimy żadnych konsekwencji mimo zakazu utrudniania polowania. My ich nie utrudniamy, a monitorujemy pod kątem prawnym - zasady bioasekuracji związanej z dzikami, prawidłowe zgłoszenia polowań, sprawdzanie, czy nie strzelają do gatunków na który skończył się sezon, ilość psów, nieletni, trzeźwość.
Jesteś mocna/y w “gębie” to tym bardziej. Potrafię i lubię podpuszczać myśliwych, denerwować i czekać, aż pękną, bo wyrzucając z siebie informacje. A największą ich gorączką i bólem jest zwyczajne milczenie oraz ignorowanie ich. Lata praktyki.
Mam nadzieję, że inni prowadzą szkolenia i dzielą ludzi na grupy zadaniowe, jak ja - dla tych ze słabszą kondycją, czy psychiką. Nie musicie widzieć martwych zwierząt na akcji, a czasami na wyjeździe nawet nie zobaczycie śladu po myśliwym, a będzie to przyjemny spacer w terenie. Nauczę obserwować ptaki, pokaże, jak tropić zwierzęta, nauczę ich śladów. Osoby, które mogą pęknąć i nie wytrzymać często poniżających nas tekstów, wyzwisk, przekleństw i reagują agresją - nie ma co się martwić. Nie będziecie mieli z nimi kontaktu. Szkolenia dla takich, którzy mogą nagrywać, dokumentować z daleka, bo posiadają dobry sprzęt. Osoby, które będą dawały cynk, że ktoś wjechał do lasu, czy pilnować naszego auta, co w moim przypadku by się przydało, ale było nas dwie osoby... ważne, że jesteśmy cali i się nie poddajemy. Jest nas za mało. Skończyła się moda na działanie przeciwko patologii z flintami. Kiedyś jeździliśmy w dwadzieścia osób z mediami! Wiem, że ciężko wstaje się o świcie raz na miesiąc, ale nikt nie wymaga tego, co weekend. Chociaż tyle - raz w miesiącu. Możliwe, że przez braki ludzi w terenie tak bardzo ubolewam nad sieciowymi polubieniami, komentarzami, a realiami. Jednak, jak to ma działać w ten, jedyny sposób - trudno. Ja jadę, zapraszam i śmiało możecie do mnie pisać, co robić, jak działać.
Wyrywam z kontekstu
Nadzieja skąpana w kłamstwach
Jak Ci się żyje w świecie budowanym na kłamstwie? Jesteś w stanie zaufać w stu procentach drugiemu człowiekowi?
Olga: jak wspominałam - mam grono zaufanych ludzi, którego nie poszerzam na siłę. Na moje zaufanie naprawdę trzeba zasłużyć, co jest bardzo ciężkie i bardzo łatwe do stracenia. Odnalazłam drugą połówkę po latach życiowych trudów, więc tu - tak. Podziękowałam za kilka znajomości, odsunęłam się od większości, bo zawiodłam się na nich przez złamanie zasad, które trzymają mnie mocno przy ziemi - mam dzięki temu o czym pisać i śpiewać. A to, że świat jest spierdolony, a ludzie to… (każdy może sobie dopowiedzieć) - mam wyjebane, robię swoje i idę dalej.
No to jeszcze temat, który systematycznie ociera się o nasze piersi i pośladki…
Scena punkowa, metalowa, hardcorowa itp. dzieli się na wiele odłamów. Kobiety chcą być traktowane na równi z mężczyznami, dziewczyny z chłopakami, ale często wygrywa ludzkie chamstwo. Przejawy seksistowskich zachowań obserwujemy na scenie, pod sceną, na social mediach.
Prawie na każdym festiwalu i nie rzadko na kameralnym koncercie dochodzi do krzywych akcji.
Czy masz czasem ochotę być kobietą seksowną, sensualną, wyzywającą, ale w środku czujesz, że ta scena stanowi getto gdzie to jest zbyt niebezpieczne z wielu względów. Na przejawy seksownego image-u często reakcja niektórych jest zbyt zwierzęca oraz zbyt instynktowna i pierwotna.
I uwaga pytanie nie jest atakiem wymierzonym w facetów (tu intencją abstrahuję od płci, wiem, że mężczyźni są też mówiąc wprost macani, ich granica jest naruszana, komunikaty w ich stronę są jednoznaczne, propozycje zaniżają ich wartość, proszę więc o zrozumienie, że tylko badamy temat i pragniemy unaocznić z czym się wielokrotnie mierzymy).
Olga: ciężko mi stwierdzić, czy mam ochotę... Tak, scena to ghetto z tymi wielkimi zasadami, które sama łamie. Taka hipokryzja. Czy mam potrzebę bycia wyzywającą wizerunkowo, ubrana skąpo? Niekoniecznie. Lubię dobrze wyglądać, pindrzyć się, co zawsze robiłam, ale obrzydza mnie właśnie ten fakt - wzroku mężczyzn lub nawet innych, jadowitych kobiet. Wszystko opiera się na tych „zwierzęcych” instynktach, potrzeby zaruchania, a wręcz ogłupienia, kiedy u kobiety jest duży dekolt, czy mini. Wszystko jest związane z seksem.
Szczerze zawsze miałam problem i mam z samoakceptacją. Jest już o wiele lepiej, jednak często wstydzę się siebie bez makijażu, zazdroszczę dziewczynom, które nie muszą się malować, a za czasów szkolnych oglądanie filmów, czy seriali z ładnymi aktorkami sprawiało mi przykrość. Nie lubię siebie. To się nie zmieni, ale czy dbanie o siebie jest złe? Absolutnie. Tak samo, jak mam ochotę założyć kieckę, żeby lepiej się poczuć, ale nie robić z siebie dziwki wymagającej zwrócenia uwagi.
Olga na koncertach jesteś niezwykle skromna, nie używasz seksualności jako broni do podkręcenia odbioru spektaklu muzycznego wręcz przeciwnie jesteś głównie głosem a ciałem jasno pokazujesz postawę odważnej, stanowczej i znającej swoją wartość kobiety.
Olga: na scenie jestem sobą. Po co mam używać seksualności na scenie, a później mieć pretensje do najebanych typów, którzy później mnie zaczepiają? Liczy się muzyka, a nie kręcenie dupą. Nie potrzebuję fanów pod sceną, pisków, nie chcę i nie muszę się ubierać skąpo, żeby było na czym oko zawiesić, czy udając te „kocie ruchy”. Stać mnie na wiele więcej. Moją siłą jest wokal i moja historia, którą opowiadam. Mogę się ubierać, jak chcę, robić, co chcę, ale szanujmy się.
Kobiety na scenie zawsze były postrzegane, jako „mięsko”. Ile razy po koncercie zaczepiało mnie na raz kilku najebanych kolesi gratulując koncertu i zagadując “może postawię ci piwo?”, “bogini, kłaniam się”, “uwielbiam cię”, “ale laska”. Kilku z nich już czekało przy wyjściu ze sceny. Nienawidzę tego, a z drugiej strony przypominam o tym, że w kapeli są też inne osoby, a w mojej bardzo ważne, bo robiące muzykę - chłopaki, którzy są moimi braćmi. Najczęściej to mi gratulowano koncertu, masakra. Na początku mojej przygody z wokalem chciało mi się gadać i być “miłą” w tym temacie. Teraz ucinam temat i idę sama na piwo lub merch, a jak ktoś usilnie chce mi kupić to piwo to pokazuje, że mam swoje. Chcecie mnie i kapelę wesprzeć to kupcie merch. Nie jestem gwiazdeczką, która idzie do fanów rozmawiać, pokazać się i rozdaje podpisy, jak niektórzy…
Tak samo nie przepadam za koncertami pod szyldem dnia kobiet, czy siły kobiet, gdzie w kapeli musi być obowiązkowo kobieta… rozumiem temat, nasze święto, wspieram, ale czy to nie jest faworyzowanie jednej płci? Chyba chodzi o tą jedność na tej scenie? Może przez to, że jest nas mało musi tak to wyglądać? Są koncerty z okazji dnia mężczyzn? Ja o nich nie słyszałam.
Jak sama wspominasz powyżej o akcjach na scenie… Dobrym przykładem jest Żelebsko 2024 i koncert Habak’a. Pojawiło się na profilu UPC „oświadczenie” na ten temat dotyczące innego, drugiego zespołu z wokalistką. Co się jeszcze działo, nie wiem, ale wchodząc i wychodząc z toalety słyszałam rozmowę trzech, a może czterech kolesi „można przynajmniej popatrzeć, muzyka taka sobie, ale ją wybroni”. Od razu im zwróciłam uwagę. Myślę sobie… kurwa, co jest, serio? Nie tylko skąpo ubrana laska, czy zwyczajnie kobieta na scenie będzie zwracała uwagę „januszy”. To nigdy nie minie? Czy kobieta zawsze będzie musiała o siebie walczyć? Czy to tylko dziury i rzecz do ruchania, sprzątania i garów?

Co byś chciała przekazać kobietom, dziewczynom? Co płynie w twoim sercu, jaki przekaz – jaki komunikat masz dla naszych sióstr?
Olga: żeby nie robiły czegoś na siłę, wbrew sobie, żeby się komuś przypodobać.
Żeby nie udawały kogoś kim nie są. Pozerzy marnie funkcjonują. Żeby były prawdziwe, szczere i słuchały innych. Żeby się szanowały nie tylko wizerunkowo, bo puszczalska dziewczyna zawsze będzie miała złą opinię i budziła wstręt. Czterema literami można zrobić karierę, ale niesmak pozostanie. Szmata to szmata. Gwiazdeczki wśród znajomych lub na scenie szybko odpadają i pozostają same, a jeszcze szybciej znika po nich ślad. Żeby robiły rzeczy, które sprawiają im radość. Lubiły siebie, rozmawiały ze sobą i miały wyjebane. Żeby mówiły, jak czegoś nie chcą, nie podoba im się. Żeby potrafiły unikać toksycznych osób, związków i te relacje natychmiast zamykały. Żeby nie szukały miłości na siłę, bo ona sama przyjdzie.
Życie uczy, ale czasami jest za późno na poprawienie błędów i zmianę przeszłości. Takie funkcjonowanie jest bardzo proste, ale mało która to potrafi.
Dzięki.
BLACK TEARS: Dziękuję x 1000000
Zdjęcia:
OLGA (KONCERT) xRobakx
OKŁADKA YELL. front photo Marcin CHAOSFERA Studziński




pustka z pogranicza/
Osoba o niezwykle skomplikowanej i burzliwej osobowości. W jej charakterze dominują skrajne emocje – od intensywnej więzi i przywiązania do ludzi po gwałtowne odrzucenie, nienawiść i pragnienie zemsty. Wydaje się, że nie dostrzega pełni swoich problemów emocjonalnych, choć między wierszami można dostrzec pewne refleksje nad sobą.
Jej życie to nieustanna walka – zarówno z innymi, jak i z samą sobą. Z jednej strony czuje się rozczarowana ludźmi, widząc ich jako fałszywych i niegodnych zaufania, z drugiej – mocno przeżywa ich odejście i potrafi długo pielęgnować urazę. Zemsta jest dla niej sposobem na odzyskanie kontroli i siły, a także odreagowaniem poczucia odrzucenia i krzywdy.
Mimo zewnętrznej maski pewności siebie i niezależności widać głębokie kompleksy i brak samoakceptacji. Nie…
Świat jest sceną, a ja gram na niej lepiej niż ktokolwiek. Zmieniam maski, role, dekoracje - bezszelestnie i bezbłędnie. Dostosowuję się z perfekcją, której mogłaby mi pozazdrościć niejedna aktorka.
Jestem wokalistką, której głos rozrywa serca. Pływaczką, sunącą przez wodę jak przez powietrze. Tatuażystką, która zostawia na skórach ślady trwalsze niż jakakolwiek relacja w moim życiu. Ludzie myślą, że jestem niezwykła, że mam w sobie coś wyjątkowego. A ja po prostu nauczyłam się być tym, kogo chcą zobaczyć.
Dzisiaj jestem KIMŚ na scenie punk. Wszyscy mnie podziwiają. Ale ja wiem, że ich bunt jest pusty, ich wielkie idee kończą się tam, gdzie zaczyna się wygoda. Myślą, że mnie znają. Myślą, że jesteśmy tacy sami. Naiwni. Nie wiedzą, że ich obserwuję. Widzę…